czwartek, 3 lutego 2011
Książkowcy - wirtualny świat którego już nia ma
http://www.portal-pisarski.pl/profile.php?lookup=3097
http://portal-pisarski.pl/readarticle.php?article_id=15663
http://czastykl.blogi.pl/archive/2002-9
Fragment z bloga Arka
Notka 3 Komentarze (0)
21. wrzesień 2002 23:14:00
Klasówki nadal czekały na sprawdzenie. Zjawka robiła miny w stronę monitora, powstrzymując się czekoladowym batonikiem przed wejściem na czat. "Dzisiaj nie wchodzę, nie ma szans. Dziś tylko serfowanie po kobiecych pismach internetowych." - umacniała się w postanowieniu.
Sobota dogorywała zwyczajnie. Radio grało popowo-rockowe kawałki. Ewa czasu pisała nieczytliwe, kilometrowe wiersze. Tym razem jednak uważała, by nie popełniać gramatycznych rymów. Zdjęcia fantasmagorycznych kochanków, pomazane przez syna czarnym markerem, przypominały jej o najlepszych chwilach życia.
Czastykl cierpliwie czekał na czacie w złudnej nadzieji na spotkanie. Kobiety, o których myślał, miały już dawno dosyć jego grymasów i póz. Wiedział jednak, że jeszcze go sobie przypomną. Był bowiem tak rozczarowujący jak tabliczka "NIE KARMIĆ ZWIERZĄT!" z zapamiętanego w dzieciństwie, aglomeracyjnego ZOO.
A teraz czas na moją interpretację :P
Najpierw był Arek - mój czas, czastykl, lkytsacz. Gdy go wirtualnie poznałam, miałam w realu zawirowania z Czarkiem- Bykiem - podobnie jak Arek. Z Czarkiem było idealnie - dopóki nie nabił sobie do głowy, że połączy nas coś czego ja nie chciałam. Początkowe gadanie, śmiechy i pełne zrozumienie, jeśli może takie istnieć, zamienił na milczenie, podchody i obserwowanie moich reakcji. Czułam się jak mucha w pajęczynie, bo jego podchodzenie na 10 cm, jego ostre słowa, gdy byliśmy o krok, jego usiłowanie ciągłego wkurzania mnie lub bycie miłym przez chwilę - zamieniało nasze relacje w koszmar. Usiłowałam rozmawiać z nim tak jak kiedyś, gdy to nie pomagało - wychodziłam z pokoju gdzie był - na papierosa lub gdziekolwiek z dala od niego. Wołał mnie wtedy pod byle pretekstem i znów te obserwowanie mnie - jak reaguję. Jego intensywne myśli o mnie. prawie wariowałam, gdy wchodził do budynku, czułam takie pożądanie, że traciłam prawie zmysły. Gnałam wtedy do kogokolwiek- by to zagłuszyć. I wciąż myśli - jestem chora na głowę, czy to się dzieje naprawdę. I wtedy odkryłam net - inny świat - gdzie można pogadać - nie milczeć - nie cierpieć - po prostu przelewać to co się myśli na ekran. Mój pierwszy błysk - zderzenie z Arkiem. Młodszym, zabawnym, ale też Bykiem. Wypytywałam go - właściwie przenosiłam swoje problemy z Czarkiem na niego. Jakby on był tamtym tylko takim, którego można o wszystko. Jego świat pełen opowieści, wierszy, obrazów, które mi wysyłał. Jego utwory publikowane na Zabudowie Trawnika - chłonęłam jak idealny świat artysty. Moje wiersze do niego - pierwsze jakie pisałam - durne, gdy je teraz czytam. Uczyłam sie znaczenia słów, układania odpowiednich rymów, właściwie wszystkiego - nawet wrażliwości poetyckiej. Wpadłam po szyję - zamykałam komp z głową w chmurach, pisałam wiersz, wysyłałam mu i znów nasze rozmowy po świt. A potem... jego słowa że jestem zaborcza, jego milczenia - raz dłuższe raz krótsze - jego "podrywania" innych kobiet na ogóle, jego malkontenctwo i pogrywania. Nieudane spotkanie - w słuchawce obojętny czasem ostry ton, gdy rozmowa trwała bez świadków i szemrzący poddańczy prawie głos, gdy jego ojciec nas słuchał. Spotkanie, do którego nie doszło - było albo głupim nieporozumieniem albo jakąś jego gierką. Deszcz, chodzę po Warszawie, szukam koło UW Skrzynki, którą mi podał - dzwonię do niego gdzie to jest - ta jego obojętność zmroziła mnie bardziej niż lodowaty deszcz, który padał na mnie. Czekałam - komórka padła... ładowarki nie wzięłam... pojechałam w końcu do BUW, potem do siostry. Tam w trakcie ostrego picia - zadzwonił. Znów miły i przyjazny, znów potulny i uległy. Tłumaczył. przepraszał. Ja ciut wstawiona, obok słuchający mnie imprezowicze, ja ciut zmieszana, ale chyba szczęśliwa. Ale to był początek końca. Już nie dało się tego skleić - nawet nie chciałam. Tym bardziej, że z Czarkiem wciąż trwało to co trwało. Powiedziałam sobie - z dwoma na raz gierek nie będę uskuteczniać. I wtedy nadszedł czas Tomka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz