piątek, 4 marca 2011
Płynąc....
milczące łabędzie
na szkle tafli wody
podpłyną do portu
z rąk moich i dadzą
ten klekot czy mowę
tak inną od mojej
czy umiem tak śpiewać
jak one gdy pragną
ja jednak czy zechcę
na serio takiego
co mnie wepchnie w otchłań
rozkoszy piekielnej
oglądam te twarze
na poły z uśmiechem
na poły ze smutkiem
i wciąż doły widzę
tak mroczne że pada
ma dusza jak ranna
kolana ją bolą
jak klęczeć tak długo
wpatrzona w tę pustkę
w te dusze płaczące
co mogę - powiedzcie
ja nie wiem - nie umiem
uleczyć i powstać
i znów być radosną
a potem ogarnia
zwątpienie jak teraz
czy warto i po co
tak wdzierać się w nich
bo jestem jak sosna
rozdarta na strzępy
wiem - impresja potrwa
polepię i siebie
pozszywam i będę
znów rano silniejsza
więc proszę o jedno
daj mi czas ...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz