wtorek, 22 marca 2011
Mordercy - wiersz drugi
Zarzucac klamstwa, oskarzac kogos
o to, ze nie jest szczerym, to chyba
niemile. A ja ciagle Ci prawde mowie, czyz nie?
ale jest tyle powiedzen, bo
nie mow prawdy w oczy...
prawda w oczy kole. Sam to rozumiesz,
dlatego nawet nie staram sie
wymagac prawdy od Ciebie, po co
i na co ona od kogos kto
wciaz tak udaje, podpusza, zwodzi,
juz pogodzilam z tym sie, ze Ty
szczerosci nie chcesz mi dac i wiem to,
ze za bolesna bylaby ona
wlasnie od Ciebie. Ja lubie ludzi,
wybaczam nawet im te slabosci,
bo czlowiek mowi to jak wygodniej
mu, bo inaczej psychoza, dol.
Zakladasz maske - niech i tak bedzie,
lecz nie mysl sobie, ze mnie oszukasz,
pozuj, udawaj - ja to rozumiem
i nie naregam, bo wiem, ze zle...
Twe klamstwa czasem obelgi postac
przyjmuja - ranisz mnie, bo Twa rana
jest i ogromna i tylko mysle,
ze to nie daje Ci ukojenia.
Gdyby dawala, byloby super,
znislabym setki obelg od Ciebie,
ale na prozno oskarzasz mnie,
odpychasz slowem - to nic nie daje,
bo ty wciaz smutny, zamkniety w sobie,
rozpacz wyglada z Twoich literek,
z checia bym dala swa ciepla dlon,
ale Ty nie chcesz i tylko Twoja
wola sie liczy - nie poczne nic,
by jakos pomoc, by dac nadzieje,
moze nie widzisz juz nawet w
przyszlym Twym zyciu i tylko koniec,
smierc i udreki kres...czy tak jest?
Nie wnikam jaka tego przyczyna,
bo czasem wchodze w dusze i sama
czuje sie w piekle, gdy to ogladam,
czy okropienstwa i czarne doly,
rwace na strzepy wspomnienia chwil,
co juz za Toba, a siedza w Tobie,
czy sie zapomniec je da? No powiedz...
Nie wiem co znaczy zdrada, bo ja
mam wiele szczescia w zyciu i nie znam
tego zjawiska, bo nigdy ja
nikogo nawet i nie zawiodlam,
jesli ktos pragnie ode mnie czegos,
staram sie dawac, czasami za to
i ciut obrywam, bo wykorzystac
chca moja dobroc, udaja, ze
jestem niezbedna, ze maja klopot,
a ja sie na to nabieram, choc
coraz juz rzadziej, coraz niechetniej.
No coz - na bledach tez ucze sie...
Nigdy nie bylam obiektem zdrady,
moze w tym jest i ta Ręka Boga,
ktora ostrzega mnie przed takimi,
ktorzy by chetnie zdradzili mnie.
Lecz ja przez skore wyczuwam takich
i z dala od nich trzymam sie wciaz.
Juz nie potrafie Ciebie pocieszyc,
nie wiem co mowic, jak Cie ukoic.
Trudno jest wciskac sie w kogos kto
wciaz zatrzaskuje przede mna sie.
Moze zle rboie, ale sie staram,
chetnie i slowo jakies przytulne,
miekkie i mile bym Ci podala,
ale juz taki etap za nami
i nie pomoly te slowa, wiec....
brzmialyby teraz raczej falszywie,
bardziej glupawo, wrecz idiotycznie.
Bawie sie teraz z innymi, bo
chyba i nie chcesz ode mnie rad,
litosci, pozy i udawania,
innym to daje, a z Toba jest
to zatrzymanie i zastygniecie
w bezruchu. Potem... dwa wyjscia sa:
albo zerwanie na wieczny czas
albo zblizenie. Sam zdecydujesz,
ktora ta droga pisana nam.
Jesli szczerosci chcesz i ja dasz,
moze sie jeszcze uda dogranie.
W przeciwnym razie zostanie Ci
gadanie luzne - to na ogole,
widze, ze meczy Cie to ogromnie,
lecz sam wybeirasz swoj los, osoby,
z ktorymi nuda, ale bezpieczna,
taka na dystans. Pomaga Ci?
Nie widze oznak poprawy, ale
moze uleczy Cie czas...ten czas...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz